niedziela, 5 czerwca 2016

Odwrócona perspektywa (nieco poważniej niż zwykle)

Tytułem wstępu muszę powiedzieć, że tekst będzie miał wstęp, albowiem bez wstępu tekst ów nie będzie miał chyba sensu. Nie do końca wiadomo, czy wstęp nie będzie przypadkiem dłuższy od meritum, ale jak mawiali mistrzowie Kofta i Friedmann: "Dla dżentelmena luźne szlaki". Ci co mnie znają (a za chwilę też Ci, co mnie nie znają), wiedzą że mam pewną pasję, a jest nią siatkówka. Byłoby to jednak zbyt proste, gdyby to zboczenie opierało się na oglądaniu polsatowskich transmisji i darciu ryja do telewizora.


Od tego się owszem zaczęło, bo od tego się zawsze zaczyna - najpierw się trochę gra, później drze ryja do ekranu, następnie drze ryja na meczach reprezentacji, potem z kolei poznaje się na jednym z takich meczów żonę, a dalej... to zależy. Ja akurat dzięki mojemu przyjacielowi, w którego zapatrzony byłem niemal tak mocno, jak w Renee Zellweger przed operacjami plastycznymi, zostałem sędzią. Tak - jest to kompletnie niezrozumiała decyzja, która dotyka niewielki odsetek ludzi, że postanawiają oni zostać gościem z dość ogólną ksywą "ty chuju". To się właśnie wydarzyło ze mną kilkanaście lat temu i tak już zostało. Tematem na inną opowieść jest fakt, jak bycie sędzią zmienia postrzeganie dyscypliny sportu i dlaczego zazdroszczę moim bliskim, że wciąż potrafią drzeć okrągłe ryje do płaskiego telewizora, bo ja już nie umiem, ale o tym kiedy indziej...

Dzisiaj o tym, że miałem okazję wziąć udział w absolutnie najbardziej magicznym turnieju w swojej karierze sędziowskiej. Owszem, zdarzały się turnieje śmieszne. Zdarzały się mecze komiczne. Zdarzały się nawet zawody, które nazwać towarzyskimi to mało. Ten jednak był niezwykły. Otóż kilka dni temu sędziowałem Mistrzostwa Europy U-21... Głuchoniemych. 

Kiedy dostałem nominację, jakoś do mnie nie dotarło, co się wydarzy. Ot, turniej jak turniej - pogwiżdzesz pan, pomachasz łapami w lewo i prawo, i pojedziesz do domu. Jakoś tak z samego rana przed meczem otwarcia (Rosja-Ukraina - niezłe otwarcie, nie? W tym momencie zacząłem się cieszyć, że przynajmniej nie będą się obrzucać wyzwyskami. Z drugiej strony nie wiadomo co gorsze. A jak zaczną się naparzać bez ostrzeżenia?) doszło do mnie, że gwizdanie może być nieco utrudnione, bo jakoś tak niespecjalnie wielu uczestników meczu będzie w ogóle słyszało gwizdek (trenerzy nie mieli obowiązku być głuchoniemymi). 

Wszedłem na halę i trochę mną rzuciło. Okazało się, że jak szaleć, to szaleć. Supervisor - głuchoniemy, obsługa turnieju - głuchoniema, podawacze - głuchoniemi, moppersi - głuchoniemi, spiker.... nie było spikera. Wśród stu osób na obiekcie nagle okazujesz się jednym z niewielu, którzy słyszą i mówią. Jednocześnie okazujesz się jedną z niewielu osób, którym ta umiejętność tak naprawdę do niczego się nie przydaje. Wszyscy dookoła świetnie się ze sobą dogadują i absolutnie nic nie staje im na przeszkodzie, oprócz ciebie - bo nagle wśród doskonale radzących sobie ze swoimi dysfunkcjami osób, jesteś tą, która jest niepełnosprawna w tym otoczeniu - nie potrafisz migać. 

Poznałem tam wiele fantastycznych osób - jestem pod niesamowitym wrażeniem zawodników, którzy nie mogą się komunikować głosem na boisku, którzy nie słyszą odbić piłki, którzy czasem grają piętnaście sekund po gwizdku, zanim się zorientują, że akcja się już dawno skończyła, którzy są naprawdę niezwykle tolerancyjni wobec nas - niepełnosprawnych w ich gronie. Wyjątek stanowili tylko ci "pełnosprawni" trenerzy (niestety w roli głównej ci polscy), ale pomińmy go nomen omen milczeniem. 

W takim turnieju niezwykle pomaga kreatywność. Na ten przykład przepisy powiadają, że jak taki trener jeden z drugim zaczynają fikać, to masz zawołać kapitana i ich przez kapitana upomnieć (albo kartkę dać, albo zastrzelić jak mocno wyrywni). I weź tu pan kapitana zawołaj i z nim pogadaj... Trza było sobie radzić. Albo weź pan wytłumacz, że jak przerwa techniczna jest (taki wymysł dla telewizji na międzynarodowych zawodach), to że nie mogą zawodnicy wejść na boisko przed upływem minuty... Trza sobie było radzić. Jak powiedział mój kolega: "Ze słyszącymi się czasem nie idzie dogadać, a co dopiero z głuchoniemymi...". Po turnieju mam inne odczucia. Z głuchoniemymi na początku jest się trudniej dogadać. Jak już złapiesz wspólny język, to z górki, a ze słyszącymi czasem nie idzie wspólnego języka znaleźć...

Tak naprawdę, to zupełnie inaczej po tym turnieju postrzegam niepełnosprawność. Niepełnosprawność bowiem to termin stosowany przez pełnosprawną większość wobec dysfunkcyjnej mniejszości. Kiedy człowiek znajdzie się w odwrotnej proporcji, to śmiało ci ludzie na wózkach, z białymi laskami, niesłyszący, są o niebo bardziej pełnosprawni, niż reszta. Pomyślmy, gdyby od dziś wszystkie książki byłyby drukowane brajlem, a nie tradycyjnie, to nagle widząca większość stała by się upośledzona. Magia proporcji jest zaiste przepiękna... 

A że oba światy są podobne? Jako żywo. Zarówno wśród kobiet, jak i mężczyzn złoto zdobyła Rosja. My na pocieszenie wyrwaliśmy dwa brązowe medale, Włosi jak zawsze byli najbardziej impulsywni, a Turcy barwni - niesamowite przeżycie - powiadam Wam...

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz