poniedziałek, 26 marca 2018

W końcu historia prawdziwa - kronika Długosza na trzeźwo - tom VII



Tak sobie gawędzimy od jakiegoś czasu o historii mniej lub bardziej regularnie. Ostatnio powiadają, że mniej, ale nasze dziedzictwo to nie angielski rzeczownik, żeby miało być regularne. Tak jak ścieżki ziemi naszych ojców (choć mój ojciec to w zasadzie jedyny kawałek ziemi, jaki posiadał, to działka w ogródkach pracowniczych imienia Feliksa Dzierżyńskiego, przemianowanego w późniejszych czasach na "Jutrzenkę", a niedługo zapewne na Mariusza Błaszczaka, bo patronem ogródków musi być jakiś job twaju mat mąż stanu, żeby ludzie wiedzieli, że rzodkiewka wychylająca swój różowy łeb z ziemi to krew pot, łzy i przewodnia rola partii. Poza tym tak naprawdę to nawet nie mój ojciec tę działkę posiada, a matka, która pozwala mu łaskawie ciągnąć po niej bronę, bo konia nie mamy i tu dochodzimy do sedna tematu, ale nie uprzedzajmy zdarzeń) były kręte, krwią zroszone, naznaczone cierpieniem dżdżownic zadeptanych butem najeźdźcy, tak i historia nasza bywa pokręcona i niełatwa do ogarnięcia.