wtorek, 5 kwietnia 2016

Przygody Kapitana Rypki zwanego Wandalem - rozdział 12. - "Spotkanie"

Kapelan stanął przed Rypką jak żywy, przy czym określenie "jak żywy" nie do końca oddawało stan Wermuta. Stał bardziej "jak martwy" - wciąż z poderżniętym gardłem, szary niczym powierzchnia planety zwanej obiegowo "Szara Ladacznica" (z racji niezwykle szarego koloru i zmieniającej się grawitacji - przyciągała mocniej statki z dużą zawartością platyny i złota) oraz z butelką krutu (tribiańskiego destylatu składającego się w 99% z czystego alkoholu etylowego oraz w 1% z kwarcowego aromatu).


Rypkę nie tyle zaskoczyła obecność Kapelana, co butelka w jego dłoni. O ile kojarzył charakterystykę stanu przejściowego pomiędzy człowiekiem, a tribiańskim półżywym, to krążenie krwi w nim nie występowało z dość prostej przyczyny - taki osobnik nie posiadał nawet kropli krwi, zatem i skuteczność działania alkoholu była dość dyskusyjna.

- Udajesz że pijesz, udajesz że żyjesz, udajesz że tu jesteś. Jest w tobie coś prawdziwego? - Kapitan nie bał się już Wermuta. Odkąd przeniósł się w czas sobie współczesny, z każdym dniem przypominał sobie coraz więcej cech otaczającego go obecnie świata.

- Masz na myśli to? - Kapelan uniósł nieznacznie flaszkę - powiedzmy, że to rekwizyt, żebyś mnie pozytywnie kojarzył - wykrzywił niebiesko-fioletowe usta duchowny, co miało prawdopodobnie oznaczać sarkastyczny uśmiech.

- To też. Wpadłeś z kurtuazyjną wizytą? Zabić mnie przecież nie możesz, choćbyś chciał, nie wolno ci póki nie jesteś w pełni półżywym. Myślisz, że o tym nie wiem? Zresztą nawet cię tu nie ma. O ile mi wiadomo, projekcje nie mają w swojej historii przypadków wpływania na świat materialny.

- Przyszedłem cię namówić żebyś sam się zabił sukinsynu - Kapelan znowu wykrzywił martwą tkankę ust. - Uuuuu jestem duchem, co dzwoni łańcuchem, czujesz się przerażony, zabij się ośle. - beznamiętnie wyrecytował Wermut.

- Nie doceniałem cię. Jednak jesteś natrzaskany. Kwarc? - zapytał szczerze zaciekawiony Kapitan

- Mhm. - przytaknął wesoło, jak na półprodukt przemiany zwłok ksiądz.

- Dobra. Przyszedłeś się pochwalić, że padlina może się nachlać, rozumiem. Coś jeszcze? Pozdrowienia od kogoś? Paczka od wujka z Czwartego Saturna? Stopowe garnki za pół ceny? Ubezpieczenie od wessania przez czarną dziurę?

- Coś w tym guście. Powiedzmy, że sytuacja się nieco zmieniła. Powiedzmy, ze Tribiusem nie rządzą już ci, którzy chcieli cię zamienić w bardzo symetryczną kupkę niczego. Tribianie z przyczyn... od nich niezależnych, ale wyjątkowo bolesnych są obecnie na swojej podstawowej planecie mile widziani... jako siła robocza (ci bardziej ulegli) lub nawóz roztrząsany na uprawach przez siłę roboczą (ci, którzy krzyczeli "Tribius nigdy się nie podda" czy coś w tym guście). Jasne, że Tribianie się zaraz zlecą z tych swoich kilkudziesięciu planetek i niewykluczone, że jakieś szanse w tej wojnie mają, ale póki co, sam rozumiesz jaki mają wybór - z grabkami lub pod grabkami.

- Kto zatem? Szkielety? - wtrącił się Rypka

- E-e. - nieznacznie pokręcił głową Kapelan (w jego stanie znaczne pokręcenie głową mogłoby oznaczać jej niespodziewane odpadnięcie, w najlepszym przypadku obrócenie o sto osiemdziesiąt stopni, co odbyłoby się ze szkodą zarówno dla urody, jak i funkcjonalności obecnego ciała Wermuta. - Nowi szefowie Tribiusa też cię nie kochają, ale za to bardzo cenią to, czym jesteś i nie są na tyle niemądrzy, żeby cię tylko zabić. Szanują cię. Mówią o tobie Cenny Robak. O mnie mówią tylko Robak, ale to i tak całkiem nieźle. Chcą cię użyć tylko raz, a potem możesz sobie... zresztą co ty tam możesz. W każdym razie, skoro i tak się wybierasz na Tribiusa - Kapelan znowu się wykrzywił w uśmiechu - to uznałem, że miło ci będzie, jak cię poinformuję, że jeszcze nie jesteś trupem.

- Szkoda, że nie można cię zarżnąć po raz drugi. Kto na mnie czeka?

- Elfy. Dasz wiarę, że dwa elfy opanowały Tribius? Zupełnie przypadkowo. Okazało się, że wystarczy się śmiać z tortur, które im fundowano, a Tribianie z zaciekawieniem będą stosować kolejne techniki i puszczać je w publicznej telewizji, ściągając przed ekrany 98% populacji Tribian. W tym czasie elficka flota podleciała zupełnie nie niepokojona i rozpieprzyła w drzazgi cały ich system obronny. No fakt. Może rzeczywiście nie dwa elfy, a kilkadziesiąt tysięcy, ale historia ciekawa, prawda?

Kapelan zniknął, pozostawiając za sobą jedynie dźwięk pijackiego czknięcia. Rypka bił się chwilę z myślami, by po kilku minutach wrócić do kokpitu kutra, gdzie zastał Zaciera, Zuba i Aztem.

- Panowie... i lalka. Plany nam się nieco zmieniły. Na Tribiusie zastaniemy... nie bardzo wiadomo co. Może wojnę, może tylko niemiłe powitanie, a może rozwalą nas zanim zbliżymy się do planety. Bądźcie czujni i informujcie mnie o wszystkim, co będzie choć o nanorok świetlny odbiegało od normy w pobliżu Plutona. A ty Aztem choć ze mną, musimy poważnie pogadać...


<<Poprzedni odcinek - "Kuter"    

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz