Zbliża się ten szczególny czas w roku, kiedy blogerzy są dla siebie mili i rozpowiadają wokoło jak głupki, których blogerów w tym grajdole czytają, i którym nie wepchnęliby klawiatury w dupę, a przynajmniej nie w pierwszym odruchu. Myślicie, że to Wielkanoc i cud zmartwychwstania na nich tak wpływa. Nie. Share Week tak wpływa. Zresztą co się oszukiwać. Na mnie też. Choć akurat ja nie jestem świetnym sitem blogowym. Co roku zaczynam czytać trzy blogi tylko po to, żeby mieć co polecić w Share Weeku...
W zeszłym roku napisałem o trzech blogach, które w jakiś sposób wpłynęły na moją decyzję o zaczęciu pisania swojego. Były to w zasadzie blogowe samograje z tysiącami fanów i tak naprawdę moje polecenie ich było mniej więcej takie, jakby Ziutek pędzący w piwnicy bimber polecał producentów jakiegoś single malta. Zresztą możecie sobie wrócić wspomnieniem do tamtego posta. (TAMTEN POST)
W tym roku jest inaczej. Jako pędzący bimber w piwnicy Ziutek, postanowiłem napisać o kilku innych pędzących w piwnicy bimber (no może nie do końca). Nie ukrywam też, że dwie główne przyczyny dla których napiszę właśnie o nich to: a) świetnie się czuję w społecznościach tych blogów, b) nie znam za bardzo innych. Jedziemy (kolejność przypadkowa):
http://historia-kanta.pl/ |
Kant w zasadzie mógłby być kobietą. Jak Kopernik. Do dziś nie może się zdecydować czy chce być blogerem parentingowym, który nie jest blogerem parentingowym, czy wpływowym publicystą, czy lekkoduchem z zacięciem do małżeńskiej autodestrukcji. Prawda jest taka, że Kant jest po prostu fajny. Wchodzisz na bloga, czyli de facto trochę do jego domu i czujesz się jak we własnym. Jakby miał na blogu lodówkę, to bez problemu bym sobie sięgnął po piwo bez pytania i zapytał "No co tam u Ciebie? Też Ci otworzyć?"
teklak.pl |
Radka Teklaka odkryłem niedawno. Chyba jest dość popularny. Mówię chyba, bo ascetyzm formy i w zasadzie istnienie w blogosferze (przynajmniej jak ja to widzę) w sposób, który najbardziej podziwiam, czyli "Mam głęboko w dupie całe to spuszczanie się nad promocją tekstu, wizualizacją, religią social mediów i technik blogowego samogwałtu rodem z Kominka. Prawdziwa sztuka obroni się sama." na to nie wskazuje. Wśród miliarda dopieszczonych do granic możliwości blogów kulinarnych ze zdjęciami z użyciem technologii NASA, ja chcę czytać tylko Teklaka. To jak z kobietą, która ma cię w rzyci. Im bardziej czujesz, że ma cię w rzyci, tym bardziej kochasz, miauczysz i małpiego rozumu dostajesz. Ja nawet nie mam za bardzo ciśnienia, żeby gotować, to co Teklak gotuje, ale pragnę o tym czytać. Strawa duchowa jego mać!
zdolnyaleleniwy.pl |
Witek próbuje naprawić świat. Głównie swój, ale zawsze. Mam wrażenie, że mentalnie mnie sporo z nim łączy. Chyba podobne rzeczy nas cieszą i wnerwiają. Fajnie, że Witek jest kompletnie nienachalny w swoim widzeniu rzeczywistości. Chcesz? Możesz poczytać i poznać punkt widzenia kolejnego człowieka. Nie chcesz? Obowiązku nie ma. Witek nie ma raczej misji nawracania na michalakizm (bo Witek to Michalak jest - nie wiadomo czy z urodzenia, czy z wyboru, ale jest i możliwe że już tak zostanie). Lubię takie blogi, bo mam wrażenie, że one są reprezentantami pierwotnej idei blogowania - poznajcie mnie troszkę, poznajcie poglądy i rozumienie świata drugiego człowieka, może się okaże że ludzie dadzą się lubić, tak po prostu. Coraz mniej jest takich miejsc w blogosferze niezawłaszczonych przez szafiarstwo, teksty sponsorowane, poradnictwo i cały ten komercyjny syf, który z pewnej przypisanej tej sferze intymności zrobił sobie spółkę z o.o.
Tak naprawdę to czytam też inne blogi (mało, ale zawsze), ale niektóre ostatnio cierpią na cykliczne, przejściowe trudności z weną lub czasem (Nagato - rusz w końcu dupę i pisz!, Arleta tak samo!) albo po prostu w wyniku losowania wypadło, że napiszę o nich w przyszłej edycji, jak już będę sławny lub nie - Bookworm On The Run to o Tobie :) Co byśmy jednak nie wymyślili, to król jest tylko jeden - i10 - wracajcie tam z Najmilszą na prostą i wierzę, że w którąś piękną niedzielę zobaczę kolejny #Epizod.
A na koniec zajrzyjcie do Andrzeja, który całą tę maskaradę z Share Weekiem zaczął któregoś pięknego dnia i tak już leci.
Share Week 2016 |
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz