czwartek, 4 grudnia 2014

Złota rączka

Jestem człowiekiem bardzo wierzącym. Mianowicie posiadam niekończące się zasoby wiary w sprzęty. Nie wiem skąd bierze się u mnie przekonanie, że urządzenia, które posiadam się nie zepsują. Każdemu się coś psuje. Znam takich, którzy w zakładach naprawczych mają własne fotele, a jak się któregoś dnia w warsztacie nie pojawią, to mechanicy dzwonią do rodziny zatroskani, czy aby nic złego im się nie przydarzyło (jakby wizyta w warsztacie była czymś dobrym).

Jakaś jednak niezbadana moc każe mi wierzyć, że akurat moje egzemplarze są tymi dobrymi pośród czarnych owiec mechaniki i elektroniki. Niestety z wiarą to jest tak, że góry przenosi, ale sprzętów opieką nie otacza i co jakiś czas boleśnie się przekonuję, że awaria zna jednak mój adres. Są jednak ludzie, którym usterki wszelkiego typu nie są straszne – co więcej, wywołują u nich radość, że mogą sięgnąć do skrzynki z narzędziami i włożyć pelerynę bohatera w swoim domu. I ja właśnie się do takich ludzi… nie zaliczam. Posiadam co prawda jako jedno z moich licznych wykształceń (w sumie czterech, jeżeli wliczać przedszkole i podstawówkę) tytuł technika elektronika, ale jakby to powiedzieć… prądu boję się jeszcze bardziej niż pająków i tego, że niebo zawali mi się na głowę. Na moim koncie doświadczeń praktycznych z prądem mam jednak kilka osiągnięć. Potrafię na przykład podłączyć gniazdko, ale nie tak żeby działało. Umiem zmienić żarówkę, ale rzadko kiedy w taki sposób, żeby klosz ocalał. Wiem też, że kiedy we wzmacniaczu coś powoduje notoryczne przepalanie się bezpiecznika, to założenie w to miejsce mocniejszego zabezpieczenia, powoduje że bezpiecznik przestaje się przepalać, za to prąd dewastuje kolejną napotkaną w układzie przeszkodę czyli na przykład końcówkę mocy kilkaset razy droższą niż bezpiecznik. Moim ostatnio nabytym doświadczeniem jest natomiast wiedza, że naprawiać mopa parowego podłączonego do prądu należy tylko w przypadku, gdy naprawdę świadomie chcemy zostać włączeni do obwodu (ewentualnie gdy chcemy się niekonwencjonalnie zdrzemnąć na szybko).

Mimo moich sukcesów na polu drobnych domowych napraw, jakiś rok temu kupiłem skrzynkę na narzędzia i zacząłem zbierać sprzęt do majsterkowania. Póki co zestaw jest dość losowy – kilka śrubokrętów z zabawnymi końcówkami (okazuje się, że im zabawniejsze, tym mniejsza szansa, że będą w jakikolwiek sposób przydatne), nieduży młotek (bo sam się boję tego, co mogłoby się wydarzyć gdybym miał duży), kombinerki (których na razie jedynym odkrytym przeze mnie zastosowaniem jest funkcja młotka, w przypadku, gdy nieduży młotek okazuje się być jednak za duży), szara taśma (dochodzę do wniosku, że mając szarą taśmę, kompletowanie dalszych sprzętów jest kompletnie bez sensu), kilka narzędzi, które nie wiem do czego służą, ale mają na przykład fajną rączkę albo zaciskają się w fascynujący sposób oraz miotacz ognia, który doskonale maskuje ślady naprawiania i można wytłumaczyć Żonie – „Kochanie, spaliło się – pewnie zwarcie…” (chociaż skąd zwarcie w szafce kuchennej?). Odkąd mam skrzynkę zauważyłem, że działa ona na sprzęty odstraszająco, jakby bały się zepsuć, bo wiedzą, że wylosuję ze skrzynki narzędzie i przyjdę je naprawiać, co oznacza, że już za momencik przejdą swoją ostatnią przemianę – z motyla w elektrośmieci.

Nie jest jednak do końca tak, że nie uczę się na własnych błędach. W normalnym stanie umysłu (czyli kiedy nie dopada mnie podejrzenie, że może ja jednak coś umiem, może ostatnie nieudane dziesięciolecie naprawcze, to tylko zwykły pech) proces reperowania urządzeń przebiega u mnie dość zachowawczo. Jeżeli zepsute urządzenie jest na prąd, sprawdzam najpierw czy w domu jest prąd, bo może niepotrzebnie uruchamiam swoją niszczycielską siłę. Jeżeli prąd jest, wsadzam kilkakrotnie wtyczkę do różnych gniazdek, żeby się upewnić czy to nie chwilowe zatrzymanie krążenia. Jeżeli nie pomaga, stukam parę razy w urządzenie. Jeżeli dalej nie działa, stwierdzam że jest bardzo zepsute i odkładam na tydzień do samoleczenia. Chyba, że jednak zdecyduję się naprawiać, wtedy na wszelki wypadek od razu zamawiam nowy sprzęt, gdyby naprawa okazała się nieskuteczna (przecież gdyby kiedykolwiek okazała się skuteczna, to bym nie zamawiał).

Ostatnio jednak wydarzyło się coś, co zburzyło stały porządek rzeczy. Tego dnia obawiała się cała moja rodzina (a niewykluczone też, że mieszkańcy okolicznych budynków). Oni wiedzieli, że udana naprawa lub konstrukcja sprawi, że uwierzę w siebie i już nie będę wołał fachowca do wymiany baterii w pilocie. Taka chwila nadeszła. Oto szwedzkie łóżko kupione w sklepie, w którym tylko zakupionych klopsików nie trzeba składać z instrukcją, stanęło w pokoiku złożone moimi dłońmi. W dwie godziny z kilku desek, wkrętów, paru sztuk metalowego czegoś oraz silnika Wankla, zbudowałem łóżko, które wyglądem przypomina… łóżko. Mało tego – to łóżko od miesiąca stoi i się nie rozpadło. Na wszelki wypadek jednak nikt się na nim jeszcze nie położył, żeby nie przerywać dobrej passy…

3 komentarze:

  1. Łóżka ze szwedzkiego sklepu to dobra rzecz. Po roku też stoją ;)

    OdpowiedzUsuń
  2. Mariusz Sawoniuk5 grudnia 2014 07:55

    Tak jak w poprzedniej historii, w tej również dostrzegam podobieństwo do pewnego wydarzenia z mojego życia. Bracia jacyś czy co?
    Otóż ja kiedyś miałem dwie naprawy w domu swoich (chyba wtedy jeszcze nie) teściów. Mamusi zepsuła się bowiem lokówka - takie coś co z włosów prostych robi kręcone (swoją drogą nie jestem w stanie pojąć czemu kobiety mające włosy proste dążą do ich pokręcenia a te mające włosy kręcone - namiętnie je prostują). Szybko stwierdziłem że usterka jest banalna, niekontaktujący przewód tuż przy samym urządzeniu właściwym. Nie tracąc czasu: przeciąłem, odizolowałem, polutowałem i zaizolowałem. Błyskawicznie w oczach Teściowej urosłem. Przy trzecim z kolei kręceniu włosów Mamusię niestety delikatnie popieścił prąd i nasze stosunki wróciły do standardu zięć - teściowa. To były te moje dwie naprawy - pierwsza i ostatnia.

    OdpowiedzUsuń
  3. a ja pająków boje się bardziej niż prądu, totalna arachnofobia... :-P

    Pozdrawiam!
    złota rączka Wrocław

    OdpowiedzUsuń