W życiu człowieka przychodzi moment, że dopada go potrzeba posiadania w swoim otoczeniu kogoś, do kogo można się przytulić, porozmawiać na
poziomie, pójść na spacer lub zjeść wspólnie pełnowartościowy posiłek. Żona (a
wtedy jeszcze Być Może Przyszła Żona) jakieś pięć lat temu odczuła taką
potrzebę, dochodząc do wniosku, że ja nie gwarantuję jej zaspokojenia tych
podstawowych ludzkich pragnień, więc postanowiliśmy że pies się idealnie nada
na erzac czułego, kochającego męża.
Wiadomo jakie wątpliwości targają ludźmi przed przygarnięciem zwierzęcia. Czy aby na pewno będzie przynosił gazetę? A jeżeli tak, to czy na pewno będzie umiał wybrać gazetę dzisiejszą? Czy nie zmutuje pewnego dnia pod wpływem wody z przemiłej kulki do postaci gremlina? Czy po dwóch latach nie przejdzie na islam i będzie nam kazał chodzić w kominiarkach? Ot, takie podstawowe obawy. Ja miałem też naturalny lęk, że będzie sikał w domu całe życie, ale Żona stwierdziła, że skoro ja się nauczyłem opuszczać deskę w dwa lata, to pies też się nauczy załatwiać na podwórku. Trudno było się nie zgodzić, pomyślałem chwytając za klamkę toalety i czując 220V przechodzące przez moje ciało. Znowu nie opuściłem – pomyślałem, gdy się ocknąłem – deska przerywała obwód tylko po opuszczeniu.
Zgodziłem się więc na
psa, w zamian za zmniejszenie napięcia na klamce o połowę. Wybór padł na szczeniaka,
który był owocem wiejskiego mezaliansu rodowitego husky z pospolitą
wilczurzycą, w której rodowodzie było kilka ras psów i ponoć znany przed
kilkudziesięciu laty w tych okolicach ryś erotoman. Futrzak ujął nas za serce,
jak go tylko zobaczyliśmy na zdjęciu. Widzieliśmy, że będzie nasz. W tym
miejscu dobra rada – samochodów i psów nie wybierajcie pod wpływem emocji.
Kiedy przywieźliśmy
malucha do domu i złożyliśmy zgodnie z instrukcją, okazało się że pies nie jest
kompletny – brakuje mu ogona. Cóż – taki się urodził, to taki będzie. Brak
ogona nawet dodawał mu uroku i zawsze był świetną okazją do rozmowy z innymi
właścicielami psów, choć po pewnym czasie dość mocno zaczęło nas irytować
tłumaczenie ludziom, że nie jesteśmy okrutnikami, którzy obcięli psu ogon, bo
się nie mieścił do pralki, tylko czasem po prostu psy rodzą się bez końcówki –
w końcu któregoś dnia ludzie też zaczęli się rodzić bez ogonów. Niestety w
praktyce okazało się, że jednak ten kawałek psa się czasem zwierzęciu przydaje.
Spotykając bowiem inne psy, które mówiły „Hej, pokażę ci teraz ogonem czy cię
lubię czy nie, a potem ty mi pokażesz”, nasz pies odpowiadał „Hej debilu, nie
widzisz że nie mam ogona? Mogę ci pokazać czy cię lubię, spuszczając ci łomot
lub nie.”
Mieliśmy szczerą
nadzieję, że Idefix (bo wiele lat temu postanowiłem, że jak będę miał psa, to go
nazwę Idefix i kompletnie mi nie przeszkadza, że to imię nie kojarzy się z dwudziestokilową
mieszanką energii i futra) odziedziczy po swoich przodkach główne cechy rasowe.
Odziedziczył, tylko nie do końca akurat te o których marzyliśmy. Husky nie
szczekają? To Idefix szczekanie odziedziczył po wilczurzycy. Wilczurzyce nie
wyją do księżyca? To Idefix wycie odziedziczył po huskym. I tak ze wszystkim. Po
huskym kocha śnieg i ciągnięcie (choćby miał to być do ciągania tylko człowiek
na smyczy). Po wilczurzycy ma za to cechy kilkunastu gatunków i rysia. Jak
każdy potwór w świecie fantasy (no bo w jakim świecie my żyjemy?) posiada
specjalne zdolności, czyniące go groźnym przeciwnikiem. Do jego głównych
umiejętności zalicza się: gubienie futra na poziomie eksperckim, Szczekanie
Potępionych (już nie mamy gdzie zakopywać szczątków przypadkowych ludzi, którzy
eksplodowali, kiedy Idefix zaczynał szczekać), ma też dodatkową klasę łotrzyka,
objawiającą się mistrzowskim podkradaniem jedzenia dzieciom, tak żeby wyglądało
że się z nim dzielą.
Jeżeli jednak miałbym
cofnąć się w czasie, to wziąłbym go jeszcze raz, z tym że teraz bym go ochrzcił
albo zrobił coś egzorcyzmopodobnego, bo czasem kiedy budzę się w nocy, widzę
mojego psa jak siedzi, wpatrując się tęsknie w stronę Mekki…
* zdjęcie Idefixa z dzieciństwa obrazuje z grubsza jego charakter - "Sikam. No i co w związku z tym?"
ha ha ! :) śliczny :D
OdpowiedzUsuńDziecko Rosemary też było śliczne :D
OdpowiedzUsuńTak, mój ma podobne supermoce. Też gubi futro na poziomie eksperckim, też zabiera dzieciom żarcie, ale ostatnio zrobił się zbyt nachalny i dzieci przylatują na skargę ;). Nie szczeka natomiast, bo... nigdy nie szczeka, tak już ma, za to wlepia gały wymownie i przewierca mózg na wylot. Świetnie sprawdziłby się jako niestandardowa metoda przesłuchań. Popatrzy tak trochę i człowiek od razu mięknie ;)
OdpowiedzUsuń