- Prawie jak w domu - powiedział zadowolony Leon, obniżając ręcznie ciśnienie ciekłego fluoru, powodując tym samym zapalenie wszystkich możliwych kontrolek alarmowych w kutrze. - Wszystkiego może zabraknąć, ale nie lampek - dodał.
- W domu... - mruknęła Aztem przegryzając kostkę etanolową. - Ta kupa żelastwa jest biegunowo odległa od wyobrażenia domu. Jedynie to trzyma mnie przy zdrowych zmysłach - wskazała na nadgryzioną kostkę.
- Zdrowych... - z przekąsem zauważył Kapitan i dodał - Niestety przyszło nam spędzić święta na statku, ale przy odrobinie wyobraźni i dużej ilości dostępnych materiałów... albo odwrotnie... możemy sobie tu stworzyć całkiem świąteczną atmosferę i uczcić godnie narodziny Bratanka naszego Pana. Proponuję tradycyjnego powojowca zastąpić skręconymi kablami, a zamiast wolframowych ozdób, powiesić na nim części rozebranej zapasowej torpedy, z wyłączeniem elementów, które mogłyby nas przypadkowo wysłać w... cholera "kosmos" nie najzręczniej zabrzmi. Zacier, zajmiesz się tym. Co do świątecznego drugiego śniadania to nie mamy wielkiego pola manewru. Możemy sobie co najwyżej pofolgować z kostkami. Jeżeli chodzi o prezenty, to tradycji stanie się zadość - kto co komu ukradnie, to jego. Co prawda nasza liczebność jest ograniczona, ale myślę, że każdy powinien być zadowolony z Przymusowych Podarków. Zaczynamy zgodnie ze starym zwyczajem, kiedy na niebie rozbłyśnie jakaś supernowa.
Oczekiwanie na supernową jak zawsze przyniosło wiele emocji. Załoga w te święta miała wielkie szczęście, bo już piątego dnia oczekiwania, w Mgławicy Żuwaczki dało się zauważyć wyraźny rozbłysk, niosący dobrą nowinę, że jakąś gwiazdę właśnie szlag trafił. Cała załoga zebrała się więc w mesie i usiadła tradycyjnie według wieku zgodnie z kolejnością rysowania linii gwiazdy ośmioramiennej. Kapitan wstał i zaczął świąteczną przemowę:
- Jak co dziesięć lat zbieramy się przy świątecznym stole, aby uczcić kolejną dekadnicę narodzin Bratanka naszego Pana. Wspominamy symboliczne znaczenie tego zdarzenia, które pokazało światom, że wszyscy są równi i nawet Bratanek, będący synem zamożnego admirała, nie narodził się w luksusie, a w biedzie i niedostatku. - W tym miejscu Rypka zaintonował skoczną admirałkę:
"Nie było miejsca dla ciebie,
w wojskowym, ciepłym hotelu
i się narodzić musiałeś
w warsztacie, w oparach helu"
Kiedy już wszyscy odśpiewali gromko piosenkę, Kapitan kontynuował:
- Wspominamy też dzielnych, prostych mechaników, którzy jako pierwsi dotarli do warsztatu po Twoim urodzeniu i obronili Cię przed Sześcioma Głupkami z Południa, którzy przyszli ukraść ostatnią bańkę oleju - jedyne źródło ciepła, miedź z kabli zasilających silnik grzewczy i kwas z jego akumulatora. Zamiast świeżymi owocami, podzielimy się liofilizowaną pomarańczą, składając sobie jak zawsze życzenia ciekawej kolejnej dekady. Wieczorem zaś symbolicznie ukradniemy sobie nawzajem cenne rzeczy na znak, że zawsze uzyskując coś w niecny sposób - coś tracimy i tylko uczciwie zdobyte bogactwa dają satysfakcję. Z zabawy wyłaczamy Aztem, która po pierwsze nie jest zorientowana w naszej wierze, po drugie - nie ma jej co ukraść, po trzecie śpi nawalona, bo nie spodziewała się że akurat dzisiaj wybuchnie supernowa - tym bardziej, że nawet nie rozumie czego miała się spodziewać.
Każdy z załogi przełamał się liofilizowaną pomarańczą, Zub zaintonował jeszcze dwie admirałki i wszyscy rozeszli się kraść innym co popadnie. Jutrzejszego ranka wszyscy będą się chwalić swoimi zdobyczami i wspominać utracone przedmioty. Kapitan został jeszcze chwilę w mesie, rozmyślając nad tym, w co mogłaby wierzyć Aztem i naszła go refleksja, że to chyba nieistotne. Wszędzie gdzie był we wszechświecie, przyzwoitość bowiem znaczyła mniej więcej to samo. Rozsiadł się na krześle, zamknął na chwilę oczy, pozwalając się okraść skradającemu się za nim Leonowi, po czym ujrzał w głowie Kapelana z poderżniętym gardłem, który wychrypiał:
- Heretycy... wasza mać!