środa, 9 grudnia 2015

Przygody Kapitana Rypki zwanego Wandalem - rozdział 11. - "Kuter"

- Tak, tak - wyłącz to świństwo, bo mi we łbie świdruje - po chwili zawieszenia powiedział Kapitan. Nienawidził magnetycznych odpychaczy. Kiedy działały, czuł się jakby milion szczeniaczków na raz lizało mu zwoje mózgowe. Kiedy prędkość kutra wróciła do normy - czyli 0,7 prędkości rozszerzania się wszechświata, Kapitan poczuł ulgę i odkrył, że w końcu jest w swoim świecie. Najwyraźniej nie wszyscy jednak w nim byli... Zza pleców dobiegł go kobiecy głos: "O kurwa, jakie światełka!"


Aztem stała jak zaczarowana. Reszta załogi odwróciła się w jej stronę i też ją zaczarowało. Szybki w ich kaskach zaszły mgłą, skafandry zrobiły się ciut przyciasne, a monitory funkcji życiowych wmontowane w rękawy zaczęły pokazywać niebezpieczny wzrost ciśnienia i tętna. Jak to było możliwe, że wszyscy mieli na sobie standardowe skafandry METI (nic wyszukanego, budżetowa normalka), tylko Aztem stała przed nimi ubrana w... nic? Duży Leon jedynie świsnął z zachwytu, ale już Zacier i Czerwony Zub gwizdnęli klasycznie - podręcznikowo wręcz. Rypka spojrzał na nich karcąco i cała trójka spuściła wzrok... z piersi trochę niżej.

Kapitan intuicyjnie wyczuwał, że coś poszło nie tak. Plan tych gnojków, którzy chcieli go ściągnąć na Tribiusa musiał mieć najwidoczniej luki i chyba nie przewidywał obecności Aztem na kutrze albo... Albo nie przewidywał, że dziewczyna zmaterializuje się bez ubrania. Czyżby miał to być dowód, że jako jedyna na statku była autentycznie z miejsca i czasu, z którego właśnie ich wyciągnięto? W głowie Rypki zapanował lekki chaos. Z jednej strony myśli prześcigały się w analizie sytuacji czasoprzestrzennej, a z drugiej usilnie próbował wymyślić jak ubrać biedną Aztem. Co prawda wysunięte kolano, ręka na biodrze i frywolne dmuchanie w opadający kosmyk włosów wcale nie wyglądało na rozpaczliwą ochronę jej odsłoniętych dowodów na płeć żeńską, ale w jakiś sposób musiał rozładować gęstniejącą atmosferę, która obecnie oscylowała w okolicach konsystencji śmietanki do kawy.

- Leon. - zwrócił się do pilota Kapitan. - Leon! - zdynamizował swoją wypowiedź Rypka, a Duży nieco wyrwany z zamurowania szybko obrócił wzrok w stronę Rypki.

- Czy mamy jakieś zapasowe kombinezony?

- Na Piatku? (Tak zwyczajowo nazywano kutry Piatskiego z serii AF - czyli w zasadzie najstarszej serii i prawdę mówiąc jedynej, która była zdolna do latania dużo dłużej niż okres ośmioletniej gwarancji, później można się było spodziewać awarii w trakcie któregoś lotu. Jakiej awarii? Nie wiadomo - żaden statek nie wrócił do bazy, żeby to sprawdzić. Jako, że awaria następowała czasem po miesiącu, ale czasem nawet i po dwóch latach, sprzedawano kutry cywilizacjom, które cieszyły się jak dzieci, że w ogóle mogą latać dalej niż ich własna atmosfera). Na Piatku? - raz jeszcze zaśmiał się Leon - Czternaście zapasowych torped ogniwowych, dwie zapasowe tony kostek etanolowych (wystarczających do czyszczenia torped przez osiemdziesiąt lat lub w celach spożywczych dla załogi przez jakieś dwa miesiące), dwadzieścia cztery kopie czytników z nagranym Manifestem Kolonialnym, ale zapasowych skafandrów to jeszcze w życiu nie widziałem.

W czasie kiedy Leon wyliczał wyposażenie Piatka, Zacier wyciągnął skądś koc termiczny i podał Aztem.

- Lepiej się póki co tym okryj. Piatski ma to do siebie, że stabilizatory temperatury nie są specjalnie wydajne. Jak wejdziemy w jakiś obszar poniżej minus dwustu stopni, to będziemy w środku mieli minus dziesięć jak nic.

Dziewczyna przykryła się kocem i przeszła do ofensywy.

- Co się tu kurwa dzieje? W czym my jesteśmy? Czemu to jest takie jasne bez ognia? - wskazała na lampę

- To lampa - lakonicznie odpowiedział Kapitan - Nie wytłumaczymy ci na razie dlaczego różne rzeczy działają tu jak działają. Jesteś tak jakby w przyszłości. Znaczy w przyszłości do miejsca i czasu, który uważałaś za teraźniejszość. - Rypka zdał sobie sprawę, że chyba nie do końca jasno tłumaczy zaistniałą sytuację. - Jak w nocy patrzyłaś w niebo, to widziałaś gwiazdy. To teraz mniej więcej jesteś w tych okolicach na które patrzyłaś. Plus minus dwieście lat świetlnych. I jakieś tysiąc lat później. To w czym jesteśmy to taki statek, z tym że nie pływa, a lata i nie między wyspami, a między galaktykami. Twoja Bułgaria jest na jednej z kul-planet, których znamy obecnie miliardy, ale tylko o kilkuset wiemy, że są zamieszkałe. Planeta Ziemia, na której jest Bułgaria była siódmą w kolejności skolonizowaną przez ludzi, czyli nas. Straciła jednak w pewnym czasie kontakt z Majoratem, czyli całością ludzkiej rodziny planet i stanowi tak jakby odrębny byt, nieświadomy życia we wszechświecie. Oprócz nas jest jeszcze kilka innych form życia, które znamy i pewnie sporo których nie znamy. Największe z nich to Szkielety. Znaczy nazywamy ich szkielety, bo mają układ kostny niczym nie przykryty, ale tak naprawdę nazywają się Winianie. Później są Elfy, Lodogłowi, Tribianie i Ludzie. Masz jakieś pytania?

- Tak! Co się tu kurwa dzieje? W czym my jesteśmy i czemu to jest takie jasne bez ognia?

- Kapitanie - odezwał się Zub - Przepraszam, że przerywam wykład, ale może wzięlibyśmy po kosteczce etanolowej? Tyle lat nie miałem już tego w ustach, a i tobie będzie łatwiej przekazać jej, gdzie jest i gdzie właściwie lecimy... A właściwie to gdzie lecimy?

- Zacier. Jakie punkty mamy ustawione? - spytał nawigatora Kapitan

- Słońce - zaśmiał się Zacier - przecież wiesz, że Pluton, co się głupio pytasz.

- To chwilę nam zajmie. Leon, przynieś kostki. Spróbujemy oświecić nieco Aztem.

Kiedy Leon wrócił, Rypka z chęcią odgryzł pół kostki i prawie od razu poczuł przyjemne odrętwienie. Zamknął na chwilę oczy, delektując się tym stanem, ale zamiast jakiegoś relaksującego obrazu zobaczył twarz Kapelana i jego martwe oczy wpatrujące się w niego. "Co byś powiedział na małe odwiedziny?" - usłyszał w głowie...

<<Poprzedni odcinek - "Koniec Świata"                                                           Następny odcinek - "Spotkanie" >>

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz