Kapitan patrzył z niedowierzaniem w miejsce, gdzie jeszcze godzinę temu na dłuższy spoczynek pozostawił Kapelana, kiedy zauważył ruch za skrzynkami. "Przecież to niemożliwe!" - pomyślał - "Kiedy go tu kładłem był dość dokładnie martwy". Na wszelki wypadek wyjął sztylet, choć wciąż był pewny, że Wermut nie był zimny z powodu zbyt lekkiego ubioru. Zamiast Kapelana po recyklingu, pojawiła się zupełnie inna postać. Zza skrzynek wyczołgała się bowiem przestraszona kobieta...
- Co jest do cholery? Było jakieś losowanie szaleństw i wylosowałem wszystkie? - przywitał się z niewiastą Rypka, podkreślając swoją gościnność trzymaną w dłoni bronią.
- Nie rób mi krzywdy. Ja tylko chciałam z wami popłynąć. - powiedziała speszona kobieta.
- Kim jesteś? - zapytał Kapitan, wciąż nie chowając sztyletu na znak pokoju.
- Nazywam się Aztem. Jestem żoną Hegemona. Uciekłam. - odrzekła nieco pewniej dziewczyna.
- Jak długo tu siedzisz? - zapytał Rypka i zanim zdał sobie sprawę głupoty swojego pytania, Aztem odpowiedziała mu już całkiem odważnie:
- Od piętnastu minut - i popatrzyła na niego z oczekiwaniem, kiedy synapsy odkryją sarkazm. - Schowałam się tutaj, bo miałam dość życia z tym głupkiem na tronie. Pomyślałam, że tu mnie nie znajdzie.
- Czy ktoś wie, że uciekłaś na statek? - Kapitan spodziewał się najgorszego...
- Oprócz moich dwóch służek nikt - ...i najgorsze nadeszło.
- Czyli mam rozumieć, że oprócz kłopotów, o które się nie prosiłem - w tym momencie Rypka przypomniał sobie, że kłopoty, o które się nie prosił wymagają stałego dopływu alkoholu, więc odbił butelkę wina i pociągnął solidny łyk - mam jeszcze teraz na głowie pół armii Zdravka, która niewątpliwie mnie ściga na skrzydłach miłości Hegemona?
- To całkiem możliwe. Moje służki nigdy nie należały do wybitnie dyskretnych. Mówiąc szczerze nie miałam pojęcia, że to ma znaczenie. Myślałam że jak już znajdę się na statku i odpłyniemy wystarczająco daleko, to mogą sobie paplać. Twój punkt widzenia wydaje mi się jednak rzucać nowe światło na tę sytuację. - powiedziała pani Hegemonowa, nie wykazując jednak należytego, - zdawałoby się - przejęcia.
- Pysznie. Szkoda, że nie zostawiłaś pod poduszką Zdravko liściku "Uciekłam z Rypką. Bardzo się kochamy. Nie szukaj mnie. W spiżarni masz zapas kotletów na miesiąc". Dobra. Spróbujmy się zorientować w sytuacji. Najdalej w ciągu miesiąca ludzie Hegemona są w stanie dotrzeć wszędzie... nie wszędzie! Zdravko nie ma statków. Dopóki jesteśmy na morzu, może nam nagwizdać. Chyba że sobie przyniesie drugi statek i będziemy się ganiać. Trzeba zatem dość szybko opuścić gościnny port Malagi. A tak na marginesie. Skoro siedzisz tu już dłuższą chwilę, to czy widziałaś w ciągu ostatnich dwóch godzin coś dziwnego?
- To zależy co uznasz za dziwne. Przyciągnięcie przez ciebie zwłok i położenie ich tutaj, może nie jest nudną rutyną dnia codziennego, ale gdybym za każde wleczone zwłoki, które widziałam w życiu, dostawała kielich wina, to wytrzeźwiałabym za jakieś pięćset lat. Za to zamiana zwłok w wodę i wsiąknięcie ich w deski, to już lepszy numer. Mało nie zeszłam na zawał. Jeszcze mi serce wali. Chcesz posłuchać? - najwyraźniej Aztem to bawiło.
Kapitan dopiero teraz przyjrzał się dokładnie dziewczynie i pomyślał, że gdyby była czysta i pachnąca, to chętnie by ją pozbawił czystości, choć patrząc na jej zachowanie i zważywszy na to kto był jej mężem, raczej w czystości nie zabawiła zbyt długo. Póki co jednak, nie wyglądała zbyt korzystnie. Posklejane czarne włosy straciły zapewne wiele na swojej objętości, ciemne, duże oczy, mimo że miały w sobie błysk, to zdradzały oznaki głodu i zmęczenia, a sukienka niespecjalnie podkreślała kształty dziewczyny, bo sama zamieniła się w bezkształtny, brudny worek.
- Idź na pokład, umyj się zaczekaj na mnie. Przyniosę ci coś do jedzenia. W tej ładowni jest tylko suszona papryka i solona wieprzowina. Nie miałaś zbyt zbilansowanej diety. Za to widzę po skrzynkach, że pragnienie cię nie opuszczało. Od początku mi się wydawało, że Kapelan nie mógł pić aż tyle. Rano zacznie schodzić się załoga. Jakby się kto pytał, a zapytają na pewno, powiedzmy, że się zakochałem i sprowadziłem sobie kobietę na statek. W obliczu tego co nas czeka, to i tak będzie ich najmniejsze zmartwienie.
Kapitan opróżnił butelkę i zamknął oczy. Ukazała mu się znajoma sala. Kapelan wciąż siedział na krześle. Nie miał już pustego wzroku. Wyglądał na odprężonego i zadowolonego. Zupełnie jak na początku służby na statku. No może poza tym, że wciąż miał poderżnięte gardło. Mówił coś bezgłośnie, jednak Rypka nie miał wątpliwości, że mówi do niego. "Czekamy na ciebie" - usłyszał nagle w głowie i otworzył oczy. Czekają. Już wiedział po co czekają. "Dostarczyć przesyłkę... pieprzony Dik. Ja jestem przesyłką. No to się kurwa możecie zdziwić. Prędzej Hegemon zbuduje flotę, niż zobaczycie mnie na Tribiusie. "Możesz zostać na Ziemi i się przekonać" - usłyszał - "Zadbaliśmy, żebyś raczej miał motywację do opuszczenia tej planety".
Rypka otrząsnął się. Postanowił przemyśleć później taktykę nie wpieprzenia się w łapy, które bynajmniej nie będą chciały go głaskać. Poszedł na pokład i zaprowadził Aztem do kajuty, gdzie mogła zjeść coś, co nie przyprawiało ją o mdłości. Tak jak przypuszczał, czysta dziewczyna zyskiwała wiele na uroku. Położył ją na swojej koi, a sam poszedł do kajuty obok. Pragnął odpocząć i logicznie pomyśleć, ale niestety trzeźwiał, więc najpierw musiał osuszyć pół butelki grogu, żeby go trzymało po obudzeniu. Grog skutecznie osłabił jego chęć myślenia, za to ukołysał go niczym niania, śpiewająca cudne piosenki o księżniczkach.
Obudził go tupot nóg na pokładzie. Pierwsi załoganci powracali na statek. Wyszedł na górę, gdzie witali go jego ludzie. Między innymi po trapie wdrapał się Duży Leon. Skinął mu na przywitanie i spojrzał wymownie w górę, wzruszając ramionami w geście mówiącym "Nic nie poradzę"...
<<Poprzedni odcinek - "Kapelan" Następny odcinek - "Koniec Świata" >>
- Co jest do cholery? Było jakieś losowanie szaleństw i wylosowałem wszystkie? - przywitał się z niewiastą Rypka, podkreślając swoją gościnność trzymaną w dłoni bronią.
- Nie rób mi krzywdy. Ja tylko chciałam z wami popłynąć. - powiedziała speszona kobieta.
- Kim jesteś? - zapytał Kapitan, wciąż nie chowając sztyletu na znak pokoju.
- Nazywam się Aztem. Jestem żoną Hegemona. Uciekłam. - odrzekła nieco pewniej dziewczyna.
- Jak długo tu siedzisz? - zapytał Rypka i zanim zdał sobie sprawę głupoty swojego pytania, Aztem odpowiedziała mu już całkiem odważnie:
- Od piętnastu minut - i popatrzyła na niego z oczekiwaniem, kiedy synapsy odkryją sarkazm. - Schowałam się tutaj, bo miałam dość życia z tym głupkiem na tronie. Pomyślałam, że tu mnie nie znajdzie.
- Czy ktoś wie, że uciekłaś na statek? - Kapitan spodziewał się najgorszego...
- Oprócz moich dwóch służek nikt - ...i najgorsze nadeszło.
- Czyli mam rozumieć, że oprócz kłopotów, o które się nie prosiłem - w tym momencie Rypka przypomniał sobie, że kłopoty, o które się nie prosił wymagają stałego dopływu alkoholu, więc odbił butelkę wina i pociągnął solidny łyk - mam jeszcze teraz na głowie pół armii Zdravka, która niewątpliwie mnie ściga na skrzydłach miłości Hegemona?
- To całkiem możliwe. Moje służki nigdy nie należały do wybitnie dyskretnych. Mówiąc szczerze nie miałam pojęcia, że to ma znaczenie. Myślałam że jak już znajdę się na statku i odpłyniemy wystarczająco daleko, to mogą sobie paplać. Twój punkt widzenia wydaje mi się jednak rzucać nowe światło na tę sytuację. - powiedziała pani Hegemonowa, nie wykazując jednak należytego, - zdawałoby się - przejęcia.
- Pysznie. Szkoda, że nie zostawiłaś pod poduszką Zdravko liściku "Uciekłam z Rypką. Bardzo się kochamy. Nie szukaj mnie. W spiżarni masz zapas kotletów na miesiąc". Dobra. Spróbujmy się zorientować w sytuacji. Najdalej w ciągu miesiąca ludzie Hegemona są w stanie dotrzeć wszędzie... nie wszędzie! Zdravko nie ma statków. Dopóki jesteśmy na morzu, może nam nagwizdać. Chyba że sobie przyniesie drugi statek i będziemy się ganiać. Trzeba zatem dość szybko opuścić gościnny port Malagi. A tak na marginesie. Skoro siedzisz tu już dłuższą chwilę, to czy widziałaś w ciągu ostatnich dwóch godzin coś dziwnego?
- To zależy co uznasz za dziwne. Przyciągnięcie przez ciebie zwłok i położenie ich tutaj, może nie jest nudną rutyną dnia codziennego, ale gdybym za każde wleczone zwłoki, które widziałam w życiu, dostawała kielich wina, to wytrzeźwiałabym za jakieś pięćset lat. Za to zamiana zwłok w wodę i wsiąknięcie ich w deski, to już lepszy numer. Mało nie zeszłam na zawał. Jeszcze mi serce wali. Chcesz posłuchać? - najwyraźniej Aztem to bawiło.
Kapitan dopiero teraz przyjrzał się dokładnie dziewczynie i pomyślał, że gdyby była czysta i pachnąca, to chętnie by ją pozbawił czystości, choć patrząc na jej zachowanie i zważywszy na to kto był jej mężem, raczej w czystości nie zabawiła zbyt długo. Póki co jednak, nie wyglądała zbyt korzystnie. Posklejane czarne włosy straciły zapewne wiele na swojej objętości, ciemne, duże oczy, mimo że miały w sobie błysk, to zdradzały oznaki głodu i zmęczenia, a sukienka niespecjalnie podkreślała kształty dziewczyny, bo sama zamieniła się w bezkształtny, brudny worek.
- Idź na pokład, umyj się zaczekaj na mnie. Przyniosę ci coś do jedzenia. W tej ładowni jest tylko suszona papryka i solona wieprzowina. Nie miałaś zbyt zbilansowanej diety. Za to widzę po skrzynkach, że pragnienie cię nie opuszczało. Od początku mi się wydawało, że Kapelan nie mógł pić aż tyle. Rano zacznie schodzić się załoga. Jakby się kto pytał, a zapytają na pewno, powiedzmy, że się zakochałem i sprowadziłem sobie kobietę na statek. W obliczu tego co nas czeka, to i tak będzie ich najmniejsze zmartwienie.
Kapitan opróżnił butelkę i zamknął oczy. Ukazała mu się znajoma sala. Kapelan wciąż siedział na krześle. Nie miał już pustego wzroku. Wyglądał na odprężonego i zadowolonego. Zupełnie jak na początku służby na statku. No może poza tym, że wciąż miał poderżnięte gardło. Mówił coś bezgłośnie, jednak Rypka nie miał wątpliwości, że mówi do niego. "Czekamy na ciebie" - usłyszał nagle w głowie i otworzył oczy. Czekają. Już wiedział po co czekają. "Dostarczyć przesyłkę... pieprzony Dik. Ja jestem przesyłką. No to się kurwa możecie zdziwić. Prędzej Hegemon zbuduje flotę, niż zobaczycie mnie na Tribiusie. "Możesz zostać na Ziemi i się przekonać" - usłyszał - "Zadbaliśmy, żebyś raczej miał motywację do opuszczenia tej planety".
Rypka otrząsnął się. Postanowił przemyśleć później taktykę nie wpieprzenia się w łapy, które bynajmniej nie będą chciały go głaskać. Poszedł na pokład i zaprowadził Aztem do kajuty, gdzie mogła zjeść coś, co nie przyprawiało ją o mdłości. Tak jak przypuszczał, czysta dziewczyna zyskiwała wiele na uroku. Położył ją na swojej koi, a sam poszedł do kajuty obok. Pragnął odpocząć i logicznie pomyśleć, ale niestety trzeźwiał, więc najpierw musiał osuszyć pół butelki grogu, żeby go trzymało po obudzeniu. Grog skutecznie osłabił jego chęć myślenia, za to ukołysał go niczym niania, śpiewająca cudne piosenki o księżniczkach.
Obudził go tupot nóg na pokładzie. Pierwsi załoganci powracali na statek. Wyszedł na górę, gdzie witali go jego ludzie. Między innymi po trapie wdrapał się Duży Leon. Skinął mu na przywitanie i spojrzał wymownie w górę, wzruszając ramionami w geście mówiącym "Nic nie poradzę"...
<<Poprzedni odcinek - "Kapelan" Następny odcinek - "Koniec Świata" >>
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz