Rypce całkowicie przeszła ochota na zwiedzanie Malagi. Szedł uliczkami w kierunku portu i trawił informacje, które delikatnie mówiąc zbombardowały go w ciągu ostatniej godziny i od której strony by nie zaczął, to żadna logiczna całość z tego nie wychodziła. Przestał być nawet pewny tego jak się nazywa, skąd pochodzi i ile ma lat. Od kilkudziesięciu minut wiedział tylko, że jest kurierem. Czyim? Widział, że płynie w konkretne miejsce. Ale gdzie? Wiedział, że jego załogę stanowią nieprzypadkowi ludzie. Dlaczego...?
Nagle go olśniło. Tribius - czyli Pluton - planeta, którą odkryją za kilkaset lat, po czym niesłusznie uznają, że nie jest to planeta. Pluton - tylko tutaj się tak nazywa to ciało niebieskie. Tam gdzie spędził większość życia (tylko gdzie?), to był Tribius. Ta wiedza przyszła do niego zupełnie naturalnie, tak jakby właśnie przypomniał sobie nazwisko znajomego, które umknęło, ale natrętnie krążyło wokół pamięci. Ten skrawek wiadomości w połączeniu z informacjami od Obłąkanego Dika potwierdzał tylko to, co Kapitan już wcześniej podejrzewał. Na pewno czas, w którym się obecnie znajduje, nie jest dla niego naturalną współczesnością. Prawdopodobnie Ziemia nie jest też jego domem, a jeżeli już, to mógł z niej co najwyżej pochodzić... Pomyślał, że musi to sobie wszystko szybko zapisać, a już po chwili zdał sobie sprawę, że nie ma to najmniejszego sensu. Skądś wiedział, że i tak prędzej czy później to, co wie, zacznie powoli znikać, zapiski utraci, a jeżeli komuś będzie opowiadał swoje przemyślenia, to ten ktoś prędzej czy później zginie, zaginie albo też zapomni. Coś powodowało, że jego pamięć resetowała się do zaprogramowanego punktu wyjściowego.
Po drodze do portu postanowił wstąpić do knajpy na jeden, góra dwa, trzy głębsze, choć tak naprawdę wiedział, że jego położenie uciszy sumienie w sprawie tylu głębszych, ile będzie potrzebnych do znalezienia pozytywów w całej tej plątaninie wydarzeń, której miał zaszczyt być bohaterem (kto wie czy nie głównym). Wszedł do tawerny, która nie wyglądała na mordownię, ale też nie uderzała w oczy przesadną elegancją. Z jednej strony nie chciał bowiem spotkać nikogo z załogi lub dostać w pysk za darmo, a z drugiej nie stać go było na to, żeby zapłacić dwadzieścia razy więcej niż normalnie za posiłek, którego główną atrakcją będzie w dupę uprzejmie wypowiedziane przez szykownie ubranego sługusa "Oto pańskie kartofle Senor". Wszedł do schludnego wnętrza, w którym jak na wczesne popołudnie siedziało całkiem sporo ludzi, ale nie miał problemów ze znalezieniem wolnego miejsca w kącie sali. Nie przeszkadzał mu półmrok, a nawet był zadowolony, że akurat przez malutkie okienka knajpy nie docierało do niego zbyt wiele słońca. Zamówił grog z dwóch powodów. Po pierwsze - postępował wedle starej zasady, że nie zamawia się wina w kraju słynącym z wina, bo nie ma szans żeby w zwykłej knajpie dostać cokolwiek lepszego niż zlewki ze zlewek, rozcieńczonych w dodatku prawie pół na więcej niż pół z wodą. Po drugie - nie miał czasu na powolne upijanie się winem. Potrzebował metody skutecznej, sprawdzonej i szybkiej. Dogonił zatem odchodzącą w stronę baru szynkarkę i podwoił zamówienie.
Wystarczyło, żeby pierwszy kubek zaczął delikatnie szumieć w głowie Kapitana, a natychmiast w jego wyobraźni pojawił się obraz: dwoje elfów nieruchomo siedzących na metalowych fotelach i podłączonych do jakiejś maszyny. Kapitan wiedział, że są na Plutonie, ale oprócz tej niespecjalnie na razie zrozumiałej dla niego wizji, zdał sobie sprawę z czego innego. Czy to możliwe, że alkohol działał na jego pamięć, przywracając wiedzę, którą posiadał, a która była gdzieś głęboko przykryta swoistym rodzajem amnezji? Teraz, kiedy doświadczał tego empirycznie, był prawie pewien, że idzie dobrym tropem. Wiedział też że ma trochę czasu, zanim te z trudem odkopywane informacje, zaczną ulatywać. Pociągnął jeszcze spory łyk wódy, ale nic nowego go nie olśniło, poza myślą, że przecież nie może cały czas być na bani, nie był w końcu kapelanem Wermutem! Pociągnął jeszcze, odsłaniając dno trzeciego kubka i uśmiechając się sam do siebie, z lekkim wysiłkiem próbując panować nad zgłoskami wylatującymi z ust: "A właściwie może to też nie przypadek, że ten opój cały czas jest nasączony jak gąbka?".
- Pan życzy jeszcze coś? - wyrwał go z tej pouczającej konwersacji z samym sobą głos szynkarki.
- Dwie albo najlepiej sześć butelek tego samego na wynos - odpowiedział cały czas przesadnie utrzeźwiając swoją mowę.
Wystarczyło, żeby pierwszy kubek zaczął delikatnie szumieć w głowie Kapitana, a natychmiast w jego wyobraźni pojawił się obraz: dwoje elfów nieruchomo siedzących na metalowych fotelach i podłączonych do jakiejś maszyny. Kapitan wiedział, że są na Plutonie, ale oprócz tej niespecjalnie na razie zrozumiałej dla niego wizji, zdał sobie sprawę z czego innego. Czy to możliwe, że alkohol działał na jego pamięć, przywracając wiedzę, którą posiadał, a która była gdzieś głęboko przykryta swoistym rodzajem amnezji? Teraz, kiedy doświadczał tego empirycznie, był prawie pewien, że idzie dobrym tropem. Wiedział też że ma trochę czasu, zanim te z trudem odkopywane informacje, zaczną ulatywać. Pociągnął jeszcze spory łyk wódy, ale nic nowego go nie olśniło, poza myślą, że przecież nie może cały czas być na bani, nie był w końcu kapelanem Wermutem! Pociągnął jeszcze, odsłaniając dno trzeciego kubka i uśmiechając się sam do siebie, z lekkim wysiłkiem próbując panować nad zgłoskami wylatującymi z ust: "A właściwie może to też nie przypadek, że ten opój cały czas jest nasączony jak gąbka?".
- Pan życzy jeszcze coś? - wyrwał go z tej pouczającej konwersacji z samym sobą głos szynkarki.
- Dwie albo najlepiej sześć butelek tego samego na wynos - odpowiedział cały czas przesadnie utrzeźwiając swoją mowę.
- Zara przyniesę, dziewięć srebrnych się należy.
Kapitan przeliczył dwa razy pieniądze, po czym położył je na stole i zaczekał, aż kobieta przyniesie worek z butelkami. Wyszedł prawie niechwiejnym krokiem, a popołudniowe słońce w kilka sekund znacznie zwiększyło amplitudę ścieżki, po której się poruszał. Rypka nie bacząc jednak na przeszkody, jakie stawiał przed nim jego własny organizm, chciał jak najszybciej dotrzeć do statku. Najchętniej już by wypłynął, ale zdawał sobie sprawę, że naprawa statku to nie skrzynka wina - w jeden dzień nie zrobisz. Jakież było jego zdziwienie, kiedy dochodząc do portu, zobaczył zwodowaną jednostkę, niemalże gotową do dalszego rejsu. Na ten widok zaczął biec z radości, ale zaraz przestał, hamując twarzą w bruku. Kiedy się otrzepał i upewnił, że nie złamał nosa, przypomniał sobie że rozpuścił załogę na trzy dni. Nie mógł zatem ruszyć, ale miał za to dwa dni na spokojne picie i eksperymentowanie, co z tego wynika...
<<Poprzedni odcinek - "Kobieta" Następny odcinek - "Kuter" >>
Diagnoza postawiona- delirium tremens ;)
OdpowiedzUsuńNie bardzo wiem co do mnie mówisz, bo ręce mi się trzęsą :P
OdpowiedzUsuńPoczekaj,dokończe piwo i pogadamy o Twoim problemie :D
OdpowiedzUsuń:D :D :D
OdpowiedzUsuńEj ej a ja to co ? Koń jakiś? Wodę mam pić?
OdpowiedzUsuńMożesz pić wodę. Nie potępiam żadnych życiowych wyborów - nawet tych najgłupszych :)
OdpowiedzUsuńDlaczego z mądrym? Dlaczego nie ze mną? Buuuuu maaaamoooooo
OdpowiedzUsuń"Oto pańskie kartofle Signore" :D:D:D
OdpowiedzUsuńSkąd się wziął trzeci kubek skoro zamówił tylko dwa? Pewnie wziął się z podobnego powodu co Chicago w Argentynie. Ale kartofelki pierwsza liga :-).
OdpowiedzUsuń:) A gdzie jest napisane, że zamówił dwa? :D Mógłbym w zasadzie to zmienić, ale nie będę zmieniał, bo wtedy Twój komentarz nie miałby sensu, pozostańmy przy tym, że zamówił grog w ilości niewiadomej razy dwa.
OdpowiedzUsuńOk, on zamówił jeden grog, ale skończyły się normalne kubki i nalała mu do dwóch mniejszych :)
OdpowiedzUsuńA widziałeś w "Alternatywach" jak Majewski idzie do profesora prosić go o pomoc przy aferze z kradzieżą mleka docentowi i mówi mu "Panie profesorze, chodzi o piętro niżej", a potem wychodzą z mieszkania profesora na tym samym piętrze co mieszka docent? Ja wiem, że co wolno Barei...
OdpowiedzUsuń