Przed chwilą odkryłem dziwną
prawdę. Chciałem napisać, że bolesną - ale ani nie boli, ani nie wzrusza jakoś
wybitnie. Trochę śmieszy, ale najogólniej po prostu sobie jest. Otóż wrypało mi jakieś 20 lat
życia – jak na dysku: dane, dane, dziuraaa….. dane, dane. Znaczy
inaczej – nie wrypało tak do końca – trochę skompresowało. Po prostu wydaje mi
się, że wszystko co się działo w latach 1992 – 2010 wydarzyło się właśnie w
dziewięćdziesiątym drugim.
Jakby ktoś mnie zapytał o jakieś fajne płyty, filmy, reklamy albo wojny (oczywiście tylko te fajne), to wszystkie dla mnie miały miejsce w ’92. Z dużym prawdopodobieństwem w kilku przypadkach jest to nawet prawda.
Tylko dlaczego wszystko co tak mi
się zagnieździło w pamięci miałoby się wydarzyć akurat jak miałem dziesięć lat
(oczywiście „Miałem dziesięć lat gdy usłyszał o nim świat lalala” też według
mnie pochodzi z 92’)? Przecież doskonale pamiętam, że w tamtym roku miałem i
dziesięć, i piętnaście, i dwanaście lat, przy dobrych porywach, to i
dwadzieścia lat też miałem w dziewięćdziesiątym drugim.
Moje pokolenie zwykło mawiać (a
raczej wstawiać na różnego rodzaju portale), że my urodzeni w latach
osiemdziesiątych mieliśmy dzieciństwo, o którym późniejsze dzieci nie mogą
nawet marzyć (no ciężko jest marzyć o pomarańczach w dzisiejszych czasach). Nie
popadałbym w sentymentalizm jednak, bo każde pokolenie mówi to samo. Jakby tak
się cofnąć z milion lat, to pewnie młodzież lat dziewięćset dziewięćdziesiąt
dziewięć tysięcy dziewięćset dziewięćdziesiątych przed naszą erą też
wspominała, że mieli piękne dzieciństwo, bo całe dnie siedzieli przed jaskinią,
a w nocy spali, a później nowa technologia przyniosła ogień i zaczęto siedzieć
w nocy przy ogniu i cały świat się od tego popieprzył – bardzo możliwe, że
dosłownie.
Nie da się jednak ukryć, że świat
mi się lekko przytrzymał w latach dziewięćdziesiątych i dopiero jak poszedłem z
rok temu na jakiś film 3D, to dość brutalnie do mnie dotarło, że „Skazani na
Shawshank” nie są już nowością i całkiem możliwe, że jakiś czas temu przestali
to wyświetlać w kinach i dopiero teraz zastanowił mnie fakt, że chyba kilkadziesiąt razy już to widziałem w telewizji (to taka poboczna opcja
dzisiejszych telewizorów).
Na czym stanąłem? A tak, na
dziewięćdziesiątym drugim (i tak stoję). Jak już stanąłem, to chwilę tam
postoję i można powiedzieć, że wiele z tego, co zostanie tu napisane (o ile
będzie tego wiele) będzie dotyczyło szeroko pojętego roku ’92 (dość sporej
szerokości będzie to pojęcie – ze trzydzieści centymetrów na pewno).
Całe te lata dziewięćdziesiąte w
jakiś niepojęty sposób definiuje mi muzyka, co też nie umknie niczyjej uwadze
(znaczy umknie uwadze większości, bowiem nie sądzę żeby większość ludzkości
dotarła pod ten adres). Zastanawiałem się co tak naprawdę zapamiętałem z muzyki
’92 i okazuje się, że jest tego mnóstwo. Okazuje się, że istnieje prosta
zależność: im gorszy rok dla wina, tym lepszy dla muzyki (oczywiście, że nie ma
takiej zależności, a przynajmniej nic na to nie wskazuje, choć ’92 dla wina był
ponoć „taki sobie”, z tendencją „do dupy”).
„Have you run your fingers down the wall
And have you felt your neck skin crawl
When you're searching for the light?”
I tak! Boję się pająków, choć udaję że się ich nie
boję, i że są super fajne, takie milusi pluszowe, prawie jak szczeniaczek
bernardyna…
My, urodzeni w latach siedemdziesiątych, mieliśmy dzieciństwo, o jakim ci urodzeni w latach osiemdziesiątych mogą tylko pomarzyć, hehe ;)
OdpowiedzUsuńMam trochę inne odczucie, może nie, że 92, ale zatrzymałam się gdzieś na pluskwie millenijnej i ta pluskwa, to jest amba, wszamała resztę. Jestem więc w roku około 2000, no, z marginesem do 2003 i tak trwam. I nie mogę wyjść ze zdumienia, że jest 2014.
Też się boję pająków i żaden kreatywny marketing na tej planecie nie przekona mnie, że są milusie. I też się bałam schodzić do piwnicy. Nadal się boję ;)
Ciekawe jak w kontekście ich współczesnych czasów o dzieciństwie będą mówić nasze dzieci? Masz temat na notkę :)
UsuńHehe, wyobraźnia ruszyła i galopuje w kierunku absurdu :)
OdpowiedzUsuń