poniedziałek, 20 listopada 2017

O czym nie usłyszysz w reklamach, czyli były korpoludek radzi cz.2

Jak już rozsiedliśmy się wygodnie w korpofotelu, to kierownik zespołu wzywa nas na odprawę i wcale nie przechodzi od razu do opieprzania nas za wskaźniki (za które dostał zjebki od kierownika działu, który odebrał za nie opierdol od dyrektora komórki, który z kolei nasłuchał się o nich od szefa departamentu, który właśnie wrócił z obitym pyskiem z narady u dyrektora generalnego, który to dyrektor przyjął za nie wyrazy niezadowolenia od prezesa spółki, który to prezes nie uzyskał ubiegłego wieczoru od żony akceptacji do czynności, powszechnie uznawanych za nieobyczajne, choć wszyscy wiemy, że dzieci nie przynosi bocian, bo jak ktoś ma urodziny w zimie, to ja się pytam kto widział mrozoodporne bociany?)

Najpierw kiero wedle wszelkich zasad sztuki korpopsychologii musi pochwalić zespół za cokolwiek. Zatem przeważnie taka odprawa zaczyna się mniej więcej tak: "Bardzo wam dziękuję że wczoraj nie nakruszyliście na ołpenspejsie. Świetna robota. Jednakże pewne wskaźniki są wysoce niezadowalające..." Tak zmotywowani i pokrzepieni wracamy na stanowisko. Zakładamy gustowne słuchawko-mikrofony, odpalamy programy, ustawiamy poziom rozgrywki na "unbelievable fucking hard" i wciskamy guziczek gotowości do nawijki. 

Doszedłszy do momentu rozpoczęcia ośmiogodzinnej wycieczki ku niechybnej utracie zdrowych zmysłów, postanowiłem, że zacznę Was drodzy abonenci raczyć garścią uwag ogólnych i rad mniej lub bardziej przydatnych. Nie czuję co prawda w sobie takiej inklinacji (uwielbiam to słowo, być może jak się kiedyś dowiem, co ono oznacza, to będę uwielbiał jeszcze bardziej), żeby Was nawracać, zmieniać bieg historii, być sprawiedliwym wśród infolinii świata, ale co mi szkodzi się powymądrzać, skoro to tak lubię. Poza tym moi drodzy nie znacie dnia ani godziny, kiedy możecie się znaleźć po drugiej stronie słuchawki, gdzie płacz, zgrzytanie zębów i szychta na siódmą rano w Nowy Rok (tak, tak - załapałem się na taką w ten jeden, jedyny Nowy Rok, który tam przepracowałem). Zatem jedziemy z dekalogiem konsultancko-abonenckim (znaczy jeszcze nie wiem czy dekalogiem - może będzie miał na przykład siedemset przykazań, nie mam jednak pojęcia jak mądrze nazwać siedemsetalog).

Przykazanie pierwsze "Mamy czas. Jeszcze zdążysz wydrzeć ryja, daj szansę sobie i mi":

Załóżmy optymistycznie, że udało ci się połączyć z konsultantem, odstałeś karnie godzinę w kolejce -  jak za komuny. Właśnie zdałeś sobie sprawę, że ta melodyjka w poczekalni nadaje się idealnie do torturowania. Przebiłeś się przez niedorzeczny IVR (to ta ścieżka zdrowia: jeżeli chcesz pogadać o dupie Maryni, wciśnij jeden, jeżeli chcesz pogadać o dupie kogoś innego, wciśnij co innego). Jesteś w szczęśliwej rodzinie kilku plemników, które pokonały wszystkie zasieki i oto masz szansę wzięcia udziału w cudzie stworzenia. No nie oszukujmy się, możesz być lekko podkurwiony, chcesz ukarać operatora, powiedzieć mu kilka ciepłych słów, najlepiej jakby sam prezes odebrał, to ty już mu wygarniesz na temat traktowania klienta. Zdajesz sobie przecież doskonale sprawę, że jak się obrazisz i zabierzesz swoje trzy numery, to operator w tej samej chwili może się zwijać, gasić światło i zatańczyć z syndykiem na swoim grobie. Tym się jednak zajmiemy później. Póki co to masz problem (bo raczej nie dzwonisz pogadać o stanie Bugu we Włodawie, choć tacy też się zdarzają i to częściej niż przypuszczacie) i właśnie chcesz solidnie przejechać się po być może jedynym człowieku, który jest w stanie ci ten problem od ręki rozwiązać. Całkiem rozsądnie, prawie tak, jak jechać na Widzew w szaliku ŁKS-u. Ciągle jesteśmy jeszcze na stopklatce, wciąż nie zaczęliśmy rozmowy i mamy szansę przeanalizować co się stanie (jak w "Opowieści Wigilijnej"). Czy konsultant ma świadomość co właśnie przeszedłeś? Powiem Ci w wielkim zaufaniu, że tak - nawet w przeważającej większości widzi co do sekundy ile czasu spędziłeś, czekając na połączenie - wie doskonale czego się może spodziewać. To jednak jeszcze nie jest najistotniejsze pytanie. Sakramentalne jest, czy ma jakiś wpływ na Twoje oczekiwanie? Biorąc pod uwagę wszystkie czynniki (w tym stan Wisły w Zawichoście) - marginalny. Raz bowiem na dwieście rozmów trafia się konsultantowi taka, którą aż żal kończyć i trochę ją przeciągnie, choć mógłby ją uciąć minutę wcześniej i odebrać następnego nieszczęśnika. W porównaniu jednak do innych okoliczności, takich jak ilość zalogowanych pracowników, ilość ludzi dzwoniących sobie pogadać lub porobić jaja, ilość plam na słońcu i stan Odry w Cigacicach, możemy śmiało powiedzieć, że konsultant nie ma najmniejszego wpływu na to ile czekałeś. Co dziwne, nie ma również żadnej kontroli nad tym, że ta melodyjka w poczekalni nie zmienia się od roku. I teraz największy sekret - konsultant jest dokładnie w takiej samej sytuacji, co Ty - tylko spowodowanej dokładnie odwrotnym czynnikiem, bo Ty czekasz od godziny na połączenie, a wolałbyś trafić na otwartą linię po sekundzie, a on dostaje Twoje połączenie w sekundę po skończeniu poprzedniej rozmowy, a marzyłoby mu się żeby między klientami mieć godzinkę odstępu. W dodatku on nie może na Ciebie bezkarnie nakrzyczeć, więc jeżeli rzucisz się na niego, jak ja na paczkę żelków, to on wyrówna sobie stan meczu zupełnie inaczej, ale z pewnością równie boleśnie. Musisz bowiem wiedzieć, że konsultant będąc na pierwszej linii frontu, mimo wszystko ma różne narzędzia. Czasem, choćby bardzo chciał i bardzo Cię lubił, a nawet może już zawiązała się między wami pewna zażyłość - pierwsze, nieśmiałe przymiarki do daty ślubu itp., to nie ma możliwości rozwiązania Twojej sprawy. Z drugiej jednak strony zdarzają się takie sprawy, że mógłby jednym kliknięciem załatwić temat, ale skoro już zdążyłeś zauważyć, że w tej firmie pracują sami niekompetentni ludzie, że nikomu tu się nie chce robić i w zasadzie to on od jutra tu już nie pracuje, bo Twoja koleżanka kiedyś widziała w markecie kogoś bardzo podobnego do znajomka zastępcy przewodniczącego rady osiedla pewnego dość sporego miasteczka w opolskim, to on cię z błędu nie będzie wyprowadzał i Ci powie, że w pierwszej kolejności musisz sprawdzić swój telefon w serwisie. Tadam! Jak już po miesiącu odeślą Twój sprzęt, to możesz próbować dzwonić znowu. Zbierając zatem do kupy przykazanie pierwsze - zaczynajcie rozmowę od stanu 0:0 - ten w słuchawkach odbiera z założeniem, że rozwiąże Twoją sprawę, bo a nuż później coś od niego kupisz? Czasem jest bezsilny, czasem nie umie, może się zdarzyć również, że jest gnomem, ale dajcie sobie szansę. Po trzech minutach rozmowy będziesz wiedział z kim masz do czynienia, zawsze zdążysz go dojechać, jak sobie zasłuży. Aha, jeszcze jedno - z dużym prawdopodobieństwem on jest jednak zawodowcem, który spotkał się już ze wszystkimi możliwymi problemami i odebrał przez call center trzynaście porodów. On jest panią w dziekanacie, a ty masz wybór - możesz z nią żyć dobrze lub poszukać równie ciekawego kierunku na innej uczelni. Pamiętaj, że jeżeli konsultant nie rozwiąże twojej sprawy, to po ośmiu godzinach pójdzie do domu i mimo wszystko odkapsluje dubeltowe jasne. Ty po ośmiu godzinach też możesz odkapslować, co tam lubisz... wciąż jednak z nierozwiązaną sprawą na głowie.

Jeżeli chcesz, aby powstały kolejne części, wciśnij jeden. Jeżeli nie chcesz, odpal wiersz poleceń, wpisz format c: i naciśnij enter (ja się zabezpieczyłem przed takimi żartami i mam system na dysku "e". Ha ha ha haaaaaaaaaaa...)

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz