Wchodząc na statek Kapitan był na tyle zajęty myślami o wykorzystaniu wódy w służbie umysłu oraz wykorzystaniem umysłu w służbie utrzymania równowagi, że w pierwszej chwili nie zorientował się, że nie jest sam na pokładzie. Skierował słabo skoordynowany krok w kierunku swojej kajuty, a kiedy już miał schodzić na dół, zauważył postać opartą o burtę - postać trzymającą w ręku butelkę, a jakże! "Widzę, że kiedy wysuszę to naczynie, będziemy mogli porozmawiać jak równy z równym" - powiedział kapelan.
- To ty... - rzucił z wyraźnie ujemnym entuzjazmem Rypka
- Tak. Wiem, że spodziewałeś się anioła w niebieskiej poświacie, z wielkim mieczem i księgą pod pachą, który nagle wyjaśni ci dlaczego jesteś tutaj, a nie jak zwykły, uczciwy człowiek - na polu, pomagając ojcu orać siedem metrów kwadratowych pola, żeby pan owej ziemi miał miękką poduszkę na krzesło i złoty kielich, kiedy będzie z okna swojej komnaty patrzył, jak jego wierny i poddany lud robi to, do czego został stworzony, czyli zdycha powoli w nędzy. Marne byłoby to życie, ale przynajmniej proste, nie? - kapelan łyknął z flaszki, odetchnął i kontynuował - A tu niespodzianka. Nie ma oczytanego anioła i trzeba będzie się zwierzać Wermutowi. Powiedz zatem drogi Kapitanie, jakież to niezwykłe rzeczy odkryła przed tobą Malaga, naturalnie oprócz doskonałych trunków. Prawda że świat na rauszu prezentuje się... inaczej? - dwuznacznie zapytał kapelan.
Rypka nie miał wątpliwości, że Wermut wcale nie pyta go o pogodę i piękno zabudowy hiszpańskiej. Kapelan wiedział o Kapitanie dużo i tego Rypka był pewny. Nie wiedział tylko jakie intencje ma duchowny. Póki co, postanowił grać w grę Wermuta, aż sytuacja zrobi się nieco jaśniejsza.
- Ach. Cudowna jest Malaga. Architektura jest niezwykle bogata, a miejskie kobiety są zazwyczaj niezwykle biedne, co znacznie przyspiesza grzecznościową formułę "wejdź proszę" w znaczeniu kompletnie innym niż zaproszenie przez białogłowę do izby. Szkoda, że twoja sutanna nie pozwala ci w pełni rozkoszować się urokami tego miasta. - zachwycał się niemalże karykaturalnie Kapitan
- Nie przejmuj się Rypko. Od dawna mam z Bogiem umowę, że on przymyka oko na mój celibat, a ja w zamian za to jestem mu niezwykle wdzięczny. Niezupełnie jednak chodzi mi o zachwyt nad hiszpańskimi domkami - znam je bardzo dobrze. Malaskie dziewczęta też nie przyprawiają mnie już o rumieniec duchownego na widok odsłoniętej kostki. Łyknij porządnie Kapitanie i powiedz mi na przykład czym jest Koniec Świata?
Rypka pociągnął z butelki i pomyślał "Portalem", ale głośno powiedział:
- Jest moim marzeniem. A czym jest w istocie, tego nie wiem. Może jest wyspą ze złotym pałacem. Może ziejącą ogniem dziurą. Dla ciebie opoju pewnie jest miejscem, gdzie wino zamienia się w wodę. Swoją drogą nie powiedziałeś obwiesiu, co tu w ogóle robisz? Czyżby w miejscowych tawernach nie chcieli ci już dolewać rumu?
- Miejscowe tawerny są znacznie mniej ciekawe niż możliwość obcowania z tobą. Nie nazywaj mnie też proszę obwiesiem, czy opojem, bo zrobi mi się smutno, a kiedy robię się smutny... nie chcesz chyba abym był smutny? Jeżeli zaś nie wiesz, czy nie chcesz żebym był smutny, to rozwiążę ten dylemat za ciebie - zapewniam cię, że nie chcesz abym zrobił się smutny! Nie chcesz się ze mną podzielić różnymi ciekawostkami, to nie. Popłyniemy sobie na Koniec Świata, popijemy w międzyczasie, żebyśmy nie zapomnieli po co tam płyniemy, a Tribius będzie sobie musiał poradzić bez ciebie, bo może ja z tobą nie będę chciał się podzielić ciekawostką, jak się z Końca Świata tam dostać - z kapelana biła niezwykła pewność siebie, gdy to mówił.
Kapitan przez chwilę rozważał, jaką rolę w tej maskaradzie odgrywa Wermut. Wszystko jednak wskazywało na to, że nie był jego kumplem, choć z pewnością kimś dla niego istotnym. Zanim jednak głębiej zaczął analizować sytuację, zaufał swojemu instynktowi. Jednym ruchem wyciągnął zza cholewy sztylet i poderżnął kapelanowi gardło.
- Oho, odważnie. - Wychrypiał Wermut ze zdziwieniem w oczach i osunął się bezwładnie na pokład. Po chwili już nie żył, a Kapitan powiedział do trupa - Sam sobie popiję i zobaczymy co z tego wyniknie... obwiesiu.
Ciało postanowił ukryć chwilowo pod pokładem, zanim się ściemni i będzie je można spokojnie wyrzucić do wody. Nie chciał na siebie zwracać wybitnie uwagi, choć wiedział, że straż w tych okolicach morderstwa traktuje bardziej jako element samoregulowania się populacji, niż jako przestępstwo. Praworządność w Maladze kończyła się wraz z tablicami wjazdowymi "Surowo sugeruje się przestrzeganie prawa miasta Malaga." Nigdy jednak nie wiadomo, kiedy strażnikom przyjdzie ochota przypieprzyć się do obcokrajowca. Zaciągnął truchło do ładowni i położył obok skrzynek z winem: - Tu ci powinno być dobrze - powiedział i wrócił na pokład, aby zmyć ślady krwi. Nie było powodu, aby niepokoić załogę incydentem, który miał tu miejsce. Kiedy kapelan nie stawi się na statku, wszyscy się łatwo dadzą przekonać, że gdzieś zapił w rodzinnym kraju i olał dalszą podróż.
Praca przy zacieraniu śladów nieszczęśliwego wypadku kapelana otrzeźwiła Rypkę, więc kiedy przez głowę przeszło mu "Portal... ale co portal?", szybko odkapslował kolejną butelkę i pociągnął solidnie. "Aha. Portal." - rozjaśniło mu się w głowie. Poszedł do swojej kajuty i mimo wcześniejszej pewności, że robienie notatek nie ma sensu, postanowił spisać wszystko, czego do tej pory się dowiedział. "Najwyżej nic z tego nie będzie" - pomyślał. Łyknął grogu i zobaczył w głowie tę samą salę, gdzie wcześniej siedziały podłączone elfy. Teraz elfów tam nie było. Na krześle siedział podłączony Wermut z poderżniętym gardłem. Kapitan odruchowo wzdrygnął się i zaczął się zastanawiać ile z obrazów w jego głowie jest rzeczywistością, a ile wytworem wyobraźni. Poszedł do ładowni i wzdrygnął się tym razem mocniej. Ciała kapelana tam nie było...
<<Poprzedni odcinek - "Alkohol" Następny odcinek "Kobieta">>
Rypka nie miał wątpliwości, że Wermut wcale nie pyta go o pogodę i piękno zabudowy hiszpańskiej. Kapelan wiedział o Kapitanie dużo i tego Rypka był pewny. Nie wiedział tylko jakie intencje ma duchowny. Póki co, postanowił grać w grę Wermuta, aż sytuacja zrobi się nieco jaśniejsza.
- Ach. Cudowna jest Malaga. Architektura jest niezwykle bogata, a miejskie kobiety są zazwyczaj niezwykle biedne, co znacznie przyspiesza grzecznościową formułę "wejdź proszę" w znaczeniu kompletnie innym niż zaproszenie przez białogłowę do izby. Szkoda, że twoja sutanna nie pozwala ci w pełni rozkoszować się urokami tego miasta. - zachwycał się niemalże karykaturalnie Kapitan
- Nie przejmuj się Rypko. Od dawna mam z Bogiem umowę, że on przymyka oko na mój celibat, a ja w zamian za to jestem mu niezwykle wdzięczny. Niezupełnie jednak chodzi mi o zachwyt nad hiszpańskimi domkami - znam je bardzo dobrze. Malaskie dziewczęta też nie przyprawiają mnie już o rumieniec duchownego na widok odsłoniętej kostki. Łyknij porządnie Kapitanie i powiedz mi na przykład czym jest Koniec Świata?
Rypka pociągnął z butelki i pomyślał "Portalem", ale głośno powiedział:
- Jest moim marzeniem. A czym jest w istocie, tego nie wiem. Może jest wyspą ze złotym pałacem. Może ziejącą ogniem dziurą. Dla ciebie opoju pewnie jest miejscem, gdzie wino zamienia się w wodę. Swoją drogą nie powiedziałeś obwiesiu, co tu w ogóle robisz? Czyżby w miejscowych tawernach nie chcieli ci już dolewać rumu?
- Miejscowe tawerny są znacznie mniej ciekawe niż możliwość obcowania z tobą. Nie nazywaj mnie też proszę obwiesiem, czy opojem, bo zrobi mi się smutno, a kiedy robię się smutny... nie chcesz chyba abym był smutny? Jeżeli zaś nie wiesz, czy nie chcesz żebym był smutny, to rozwiążę ten dylemat za ciebie - zapewniam cię, że nie chcesz abym zrobił się smutny! Nie chcesz się ze mną podzielić różnymi ciekawostkami, to nie. Popłyniemy sobie na Koniec Świata, popijemy w międzyczasie, żebyśmy nie zapomnieli po co tam płyniemy, a Tribius będzie sobie musiał poradzić bez ciebie, bo może ja z tobą nie będę chciał się podzielić ciekawostką, jak się z Końca Świata tam dostać - z kapelana biła niezwykła pewność siebie, gdy to mówił.
Kapitan przez chwilę rozważał, jaką rolę w tej maskaradzie odgrywa Wermut. Wszystko jednak wskazywało na to, że nie był jego kumplem, choć z pewnością kimś dla niego istotnym. Zanim jednak głębiej zaczął analizować sytuację, zaufał swojemu instynktowi. Jednym ruchem wyciągnął zza cholewy sztylet i poderżnął kapelanowi gardło.
- Oho, odważnie. - Wychrypiał Wermut ze zdziwieniem w oczach i osunął się bezwładnie na pokład. Po chwili już nie żył, a Kapitan powiedział do trupa - Sam sobie popiję i zobaczymy co z tego wyniknie... obwiesiu.
Ciało postanowił ukryć chwilowo pod pokładem, zanim się ściemni i będzie je można spokojnie wyrzucić do wody. Nie chciał na siebie zwracać wybitnie uwagi, choć wiedział, że straż w tych okolicach morderstwa traktuje bardziej jako element samoregulowania się populacji, niż jako przestępstwo. Praworządność w Maladze kończyła się wraz z tablicami wjazdowymi "Surowo sugeruje się przestrzeganie prawa miasta Malaga." Nigdy jednak nie wiadomo, kiedy strażnikom przyjdzie ochota przypieprzyć się do obcokrajowca. Zaciągnął truchło do ładowni i położył obok skrzynek z winem: - Tu ci powinno być dobrze - powiedział i wrócił na pokład, aby zmyć ślady krwi. Nie było powodu, aby niepokoić załogę incydentem, który miał tu miejsce. Kiedy kapelan nie stawi się na statku, wszyscy się łatwo dadzą przekonać, że gdzieś zapił w rodzinnym kraju i olał dalszą podróż.
Praca przy zacieraniu śladów nieszczęśliwego wypadku kapelana otrzeźwiła Rypkę, więc kiedy przez głowę przeszło mu "Portal... ale co portal?", szybko odkapslował kolejną butelkę i pociągnął solidnie. "Aha. Portal." - rozjaśniło mu się w głowie. Poszedł do swojej kajuty i mimo wcześniejszej pewności, że robienie notatek nie ma sensu, postanowił spisać wszystko, czego do tej pory się dowiedział. "Najwyżej nic z tego nie będzie" - pomyślał. Łyknął grogu i zobaczył w głowie tę samą salę, gdzie wcześniej siedziały podłączone elfy. Teraz elfów tam nie było. Na krześle siedział podłączony Wermut z poderżniętym gardłem. Kapitan odruchowo wzdrygnął się i zaczął się zastanawiać ile z obrazów w jego głowie jest rzeczywistością, a ile wytworem wyobraźni. Poszedł do ładowni i wzdrygnął się tym razem mocniej. Ciała kapelana tam nie było...
<<Poprzedni odcinek - "Alkohol" Następny odcinek "Kobieta">>
rżałem przy "ujemnym entuzjaźmie", a potem było tylko lejpiej :D
OdpowiedzUsuńPodpisuję się pod tą recenzją obiema rękami( rękoma), nogami( nogoma). Sformułowanie to zagosci zaprawdę w mym słowniku na dłużej...
OdpowiedzUsuńTy no weeeeź, siedzę w pociągu relacji i wcale nie sam. W przedziale dostałem w przydziale parę istot, na pierwszy rzut oka ludzkich i oni się na mnie patrzą. Przez Ciebie się tak patrzą. To znaczy nie dosłownie przez Ciebie jak przez szybę tylko z Twojego powodu.
OdpowiedzUsuńTyś to uczynil, że moi tymczasowi pociąg-ający współlokatorzy mają mnie za szaleńca którego śmieszy jego własny telefon.
Czytam o Rypce i duszę się ze śmiechu, a oni chyba się już mnie boją 😄
Powiedz im, że właśnie przeczytałeś, że Grecja dostała Nobla z ekonomii - pośmiejecie się razem :)
OdpowiedzUsuńPowiedziałem. Jest ich piécioro i każde z nich palcem rysuje kolko sobie na czole. Chyba wspominają olimpiadę w Grecji. Dziwacy 😏
OdpowiedzUsuńalbo Grecy :)
OdpowiedzUsuńNie zmarnowałem 5 minut w poniedziałek, nie zmarnowałem 5 minut również w fetorek, także 5 minut ocaliłem we środę, bo......... przeczytałem dzisiaj. Uważam że dzisiejsze 5 minut też nie było zmarnowane :-)
OdpowiedzUsuńOj tam, dwa razy nie pochwalisz i już wielkie halo.
OdpowiedzUsuńTrzy! Liczyłem cztery razy :)
OdpowiedzUsuńW takim razie WIELKIE HALO!!!
OdpowiedzUsuńHalooooo, halooooo - ze stadionu narodowego któregoś z narodów wita państwa...
OdpowiedzUsuńZa niecałe 2 godziny to ja będę mógł Cię powitać ze stadionu przy ul. Słonecznej.
OdpowiedzUsuń